Spało się oczywiści komfortowo, równo i bez kamieni pod plecami. Na śniadanie tradycyjnie pamirski czaj z lepioszką - zaczynaliśmy się już do tego smaku przyzwyczajać. W sumie jadło się to, jak suchary, tyle, że było to trochę słone.
Rano próbowaliśmy zorganizować sobie transport do Rangkul, skąd chcieliśmy zrobić sobie wycieczkę na wydmy. Okazało się, że nie jest to proste - nie jeżdżą tam ani marszrutki, ani autobusy, jedynym wyjściem jest wynajęcie gościa, który Cię tam zawiezie - baza taksówkarzy znajduje się przy bazarze. Ceny jakie nam rzucali były zaporowe... do Rangkul i z powrotem jest dokładnie 120 km. Cena benzyny w Rangkul wynosiła 6 TJS/ 1 litr - każdy twierdził, że ich samochód pali 15l/100 (przy czym większość tam jeździ beznadziejnymi, kitajskimi Tangenami, o pojemności silnika 1,1l) - czyli teoretycznie na paliwo potrzebowali ~108 TJS - a wołali od nas po 250 - 300 TJS! nie dało się z nimi w ogóle targować. Szukaliśmy wzrokiem innych turystów, co by może zorganizować się w większą ilość osób, ale nic nie udało się wykombinować.
Wróciliśmy do domu Alka, gdzie nagle zjawił się ktoś z jego rodziny i powiedział, że skoro jesteśmy gośćmi, to nas zawiezie tam tylko za...200 TJS. Głupio nam się było targować z rodziną, więc się zgodziliśmy.