Skończyła się piękna pogoda. Niebo zaciągnięte było grubą, ciemną warstwą chmur, z których wielkimi strugami lał się deszcz... mieliśmy w planie wyruszyć w rejon jeziora Karakol. Okazało się jednak, że z powodu wojny w Kirgistanie granica jest zamknięta dla tirów i najtańszy środek transportu był tym razem niedostępny. Ponownie zatem zakręciliśmy się w rejonie bazaru i próbowaliśmy dowiedzieć się o cenę transportu...szybko zrezygnowaliśmy z planu dotarcia nad jezioro. Ceny po długich targowaniach wahały się w granicach 350-450 TJS! (za odcinek 120 km).
Ponieważ aura nie sprzyjała spacerowaniu, wróciliśmy do domu Alka, gdzie - niczym w Procesie Kafki - przez dom przewijały się różne osobliwości - były rozmowy z oficerem, kłusownikami, taksówkarzami, kierowcami a nawet kolesiem z departamentu antynarkotykowego. W zasadzie cały dzień przesiedzieliśmy w domu dyskutując na tematy polityczne, opowiadając o historii Polski, odpowiadając na liczne pytania związane z katastrofą prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem oraz słuchając wykładu na temat problemu przemytu narkotyków z Afganistanu i skorumpowanych policjantach w tym kraju.