Geoblog.pl    surykatki    Podróże    Tadżykistan 2010    życie w wysokich górach
Zwiń mapę
2010
20
lip

życie w wysokich górach

 
Tadżykistan
Tadżykistan, dolina Vrang
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 5419 km
 
Wstaliśmy wraz ze wschodem słońca. Głowy bolą, spało się ciężko. Marcin poszedł do pasterzy by wypytać się o przełęcz, ja zabieram się za gotowanie śniadania. Po godzinie Marcin wraca z piątką dzieciaków ;-) niestety przychodzi również ze złymi wieściami, że przełęcz jest zasypana ogromną ilością śniegu i że nikt jeszcze w tym roku jej nie przeszedł. Zwinęliśmy namiot i poszliśmy z powrotem do pasterzy, którzy czekali na nas już z ajranem (kefir). Rzeka o świcie miała na szczęście mało wody, więc w miarę suchą nogą udało nam się pokonać szeroką roztokę.
Po krótkiej rozmowie postanowiliśmy podejść bliżej przełęczy i na własne oczy przekonać się jakie są możliwości jej przejścia. Weszliśmy na wysokość około 4800 m n.p.m. tu już byliśmy pewni, że nie damy rady :( nie mieliśmy sprzętu, tylko kije trekkingowe, to zdecydowanie za mało... trochę rozczarowani po kilku godzinach wróciliśmy do pasterzy.

Głowy dalej bolą, mnie trochą mdli, w dodatku dostaliśmy do wypicia pamirski czaj! herbata z mlekiem, solą i masłem - to nie poprawiło mojego samopoczucia. Marcinowi herbata smakowała, mi zdecydowanie mniej. Każdy łyk wyciskał mi łzy z oczu, ale nie miałam możliwości pozbycia się trunku. Podjadałam duże ilości lepioszki by zabić smak słonej herbaty - chyba tylko to uratowało mnie przed pawikiem. Resztę dnia spędziliśmy z pasterzami. Uczyliśmy się ich życia codziennego. Jako obserwatorom z boku wszystko wydawało się takie piękne i idealne - wysokie góry, kamieniste zbocza, w dole piękna roztoka, liczne wodospady... w tym całym ogromie krajobrazu kilka kamiennych chatynek, dym unoszący się z otworów w dachach, stado kóz do wydojenia, dzieci biegające z wiadrami po wodę, pasące się w oddali krowy, pranie wyłożone na rozgrzanych kamieniach, zapach gotującego się mleka, pieczonej lepioszki... piramidy suchego łajna krów, którym pali się w piecach. Ciężka to jednak praca. Twarze 9-latków pomarszczone, wysuszona i odmrożona skóra, dłonie niczym u staruszków. Uśmiechy jednak nie znikały nikomu z ust. To było niesamowite - wszyscy się śmiali, żartowali, mieli mnóstwo energii i siły. Z dzieciakami szukaliśmy rubinów i granatów, uczyliśmy ich rozpoznawać skały. Zabaw i śmiechów nie było końca.

Noc spędziliśmy rozbici w sąsiedztwie pasterskich chatynek.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (36)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Multimedia (4)
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
  • rozmiar: 0,00 B  |  dodano
     
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 12% świata (24 państwa)
Zasoby: 316 wpisów316 23 komentarze23 1196 zdjęć1196 31 plików multimedialnych31
 
Nasze podróżewięcej
15.07.2010 - 15.08.2010
 
 
24.04.2010 - 03.05.2010
 
 
27.12.2009 - 03.01.2010