W każdą sobotę od rana, 4 km na północ od centrum Iszkaszim, na wyspie pomiędzy Tadżykistanem i Afganistanem, odbywa się afgański bazar.
Z centrum miasta dojeżdżamy za 4 TJS (2os) do mostu granicznego. Przechodząc przez most wojsko zabiera nasze paszporty, by mieć pewność, że nie czmychniemy na drugą stronę granicy i ostrzega przed fotografowaniem. Surowo zabraniają robienia zdjęć. Takie zdanie mieli na szczęście tylko żołnierze tadżyccy - afgańscy chętnie fotografowali się z nami :)
Bazar nie jest duży, ale robi na nas ogromne wrażenie. Pasztuni, Tadżycy, kilku Uzbeków - każdy próbuje coś sprzedać. Na rozłożonych na kamienistym podłożu szmatach rozrzucone są buty, ubrania, dziecięce kołyski, kufry, kolorowe tkaniny, dywany, misy, dzbany, czarki, lustra, kosmetyki, sporo worków z mąką i wiele wiele innych artykułów codziennego użytku. Jest niesamowicie gwarnie, gdyż z każdej strony dobiegają nawoływania sprzedawców i niezwykle kolorowo. Ośnieżone szczyty dookoła nas dodatkowo cieszą nasze oczy.
Spacerując po bazarze nagle widzimy skierowane ku nam roześmiane twarze dwójki młodych europejczyków - to Marta i Kuba - rodacy! szybko usadowiliśmy się pod murkiem bazaru i zajadając plow wymienialiśmy się wrażeniami i dzieliliśmy dalszymi planami podróży po Tadżykistanie. Siedząc tak staliśmy się nie lada atrakcją dla miejscowych - każdy podchodził, chciał porozmawiać i zrobić pamiątkowe zdjęcie. Ludzie są niezwykle przyjaźni, ciepli i ciekawi świata. Zadają mnóstwo pytań. Nie obyło się jednak bez smutnych obrazków - podeszło do nas kilku wygłodniałych, małych afgańskich dzieciaków - oddaliśmy im nasze jedzenie.
Na bazarze spędziliśmy kilka godzin, dokładnie nie wiemy ile - tu czas się nie liczy, nikt nie goni, nikomu się nie spieszy - miło pożyć tak choć przez chwilę :)
Przechodząc przez most odebraliśmy nasze paszporty i załadowaliśmy się do autobusu jadącego do Langar (UWAGA: taki autobus jeździ tylko 1 raz w tygodniu, w dniu bazaru). My, razem z naszymi nowymi towarzyszami Martą i Kubą, wysiądziemy w Yamchun.