po 50 minutowym locie byliśmy już w Khorogu. Przelot nad Pamirem jest niesamowicie spektakularny. Włos się momentami na głowie jeży - samolot sprawia wrażenie jakby ledwie trzymał się kupy, wszystko trzeszczy i wibruje, nie słychać własnych myśli, bo zagłusza je warkot silników, co jakiś czas spod śmigieł wydobywają się kłęby ciemnego dymu. Widoki rewelacyjne. Nie lecimy nad górami, ale między nimi. Przelatujemy nad kolejnymi przełęczami, skrzydła sprawiają wrażenie jakby miały się zaraz otrzeć o ośnieżone szczyty. Jest naprawdę pięknie!
Szary pas zniszczonego asfaltu wtapia się w pustynny krajobraz Pamiru - tak wygląda lotnisko w Khorogu. Wysiadając z samolotu widzę pasące się na skraju pasa startowego krowy oraz ćwiczących żołnierzy. Wydawało mi się zatem, że mogę pospacerować po płycie i zrobić kilka fotek, ale szybko usłyszałam za plecami gwizdek i musiałam wracać.
Lotnisko zlokalizowane jest około 3 km na północny-zachód od centrum miasta. Nie ma możliwości pomylenia drogi - idziemy główną drogą i po 30 minutach jesteśmy już na bazarze. Zmęczeni podróżą zasiadamy na plastikowych krzesłach tutejszego baru i obowiązkowo kupujemy 2 szklanki kompotu (0,5 TJS za szklankę napoju) oraz pierożki nadziewane kartoszkami i cebulą (0,5 TJS / 1 szt).
Po małej uczcie ja zostaję z plecakami w towarzystwie starszego pana, który szybko zasnął podczas rozmowy ze mną, Marcin natomiast próbuje dotrzeć do parku, gdzie znajduje się informacja turystyczna. Wraca szybko z mapą Pamiru (15$).
Nie mieliśmy w planie zwiedzania miasta - to zostawiamy na drogę powrotną - teraz skupiliśmy się na poszukiwaniu marszrutki, autobusu lub czegokolwiek co jedzie do Ishkashim (Iszkaszim) lub w tym kierunku. Okazało się, że nie jest to takie proste. Około godziny kręciliśmy się po obu stronach rzeki wypytując o transport - w końcu udało się załadować na starego, przyzwoitego Moskwicza z 1985 r. Bagaże wylądowały na bagażniku, my natomiast, w towarzystwie dwóch innych miejscowych pasażerów (starszej kobiety i młodego mężczyzny) na zakurzonych fotelach auta. Zapłaciliśmy za transport 60 TJS.
Plocha droga prowadziła piękną doliną granicznej rzeki Piandż. Krajobraz urzekający.